Powered By Blogger

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 26 kwietnia 2011

Życie emeryta może być intensywnie twórcze

Autorem artykułu jest AROKIS



Jestem emerytem od początku 2001 roku. Emerytura wcześniejsza nieco, ale jednak. To powoduje, że kontakt mój z ludźmi z tego przedziału czasu jakby zacieśnił się i zbliżył. Że wspomnę te wielogodzinne rozmowo-zwierzenio-narzekanio-wypróżnienio spotkania np. w Poczekalni Przychodni Lekarskiej w…
O, nie! - Powiedzmy gdziekolwiek.

Za zorganizowanie tych spotkań dziękuję bardzo Sł€żbie Zdrowia RP oraz Posłankom i Posłom i Ministerstwu Tak Zwanego Zdowia Publicznego oraz stworom NFZ, że tak skutecznie pozwalają eliminować jednostki napastliwe, nerwowe i psujące harmonię w miejscach oczekiwania w Przychodniach przyszłych pacjentów, którzy - by nimi zostać - mają przyjemność spotykać się wielokrotnie w różnych, kurnia, poczekalniach Służby Dla Oczekiwania Zdrowia.

Tam właśnie, przed rozmową z lekarzem jedynego – czasem ostatniego niestety – kontaktu odbywają się dysputy odkrywające często wręcz odkrywcze panacea na dziś, jutro i pojutrze naszego bytu. To tam dowiedzieć się można w sposób absolutnie pewny, kto jest kto, czyli kto jest białe, bo jest białe, a kto jest czarne, bo nie jest białe i „dlaczego tego nie rozumiesz, ty moherowy chamie”. To tam doświadczenie przemawia do rozsądku. Na tych twardych krzesełkach jest kuźnia Narodowej Mądrości i istoty polityki wewnętrznej oraz zagranicznej Państwa Polskiego, jaką ona winna być! Tam powinni się edukować przyszli pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych I Nie Tylko. Szkoda jednak, że młodzi tak mało potrzebują w bywać Przychodniach, a dla dzieci jest oddzielne wejście i to pod kuratelą matek. Za każdym, coraz-to częstszym pobytem tamże, wynoszę ze sobą wiedzę tak obfitą, że mogę ją porównać jedynie do cystern pomyj, którymi wykarmić można było by setki świnek, by nie importować wieprzowiny z Niemiec i innych prawie ościennych, a podobno zaprzyjaźnionych krajów. Ci starcy - no grubo ode mnie starsi, bo co najmniej 5-7 lat - więc ci starcy, a zwłaszcza staruszki, ofiarowywali mi bezpłatnie pełną wiedzę na temat tego, co powinny np. zrobić służby specjalnie tajne, by znów zapanował porządek, dobrobyt, zaufanie, „wicie rozumicie” i spokój, a ich renty czy emerytury żeby wreszcie przekroczyły 1500 zł, a nie oscylowały około 600-800 czy mniej. Tam nadal jest żywym podział na „my i uni”. Z tym, że uni nie koreluje się Unią Europejską, a raczej wręcz odwrotnie. Odchłań mądrości życiowej (nie mylić z życią).

I te pobyty pozwoliły mi usłyszeć takie wymiany myśli, takie zwierzenia i rady, że napisałem poniższy wierszyk. Jego czas umieściłem (domyślnie) na ławce w parku i do dziś nie wiem dlaczego nie jest to jednak poczekalnia w Przychodni.

SPOTKANIE DWÓCH EMERYTÓW

Walduś – Halo! Chyba mi się śni!

Józuś, to ty?

Józuś - No nie! Gdzie ja mam oczy?!

Aleś mnie, Walduś zaskoczył.

Ty w parku, tu?

How are you?

W – Still alive, Józuś. Żyję na złość wrogom.

J – Eeee tam. Większość już pewnie zdechła…

W – Ale niektórzy jeszcze żyć mogą.

J – Niedługo. I pójdą do piekła.

Chodź usiądziemy. Bolą mnie gnaty

Odkąd wylazłem z chaty.

W – Bo się pogoda zmieni.

Na zmianę tak mnie drą stawy…

A ci lekarze, pieprzeni,

Nic, tylko mają obawy.

A jak twoje zdrowie?

J – Nie jest najgorzej, że tak powiem.

Mam zdrowy żołądek, prostatę i nie mam raka,

A jak chcę lać, nie muszę szukać siusiaka…

W – Strasznie cię dawno nie widziałem…

J – Bo mówię właśnie – w szpitalu leżałem.

Trzymali mnie ponad pół roku.

Z łóżka ani kroku!

W – Ojej! A co ci było?

J – Wszystko mnie w środku nawaliło:

Oczy, jelita, serce, ciśnienie…

W – To powiedz, Józuś, co ci w końcu było?

J – He, He! Nie wiedzą doktory

Na co, kurczę, umarł chory.

Ale cztery renty się zaoszczędziło…

W – Pół roku… Nie wiesz, na co… To poważna sprawa…

J – Walduś! O co ta wrzawa?!

Za miesiąc się znów położę

Na jakie pół roku, daj Boże.

Odpocznę od żony, od domu…

Tylko nic nie mów nikomu.

A przy okazji renty przyoszczędzę –

Trzeba jakoś przeżyć tę nędzę.

Ale ja tu o sobie,

A pogadajmy o tobie.

W – Ja tylko by-pass’y zrobiłem

I zęby sobie wprawiłem.

A trochę z nudów i zgryzoty

Nająłem się do roboty.

Nie dość, że robię na czarno,

To i stawkę mam marną.

J – To, co to za fucha pieprzona?!

W – Jestem nocna ochrona.

Pilnuję takiej jednej bramy.

J – A co za bramą?

W – Teren nieznany.

A jak mi parę groszy wleci,

To je zanoszę do dzieci.

J – To nic sobie nie kupisz?

W – Nic.

J – Toś ty, chłopie, chyba głupi!

Myślę – twa przyszłość finansowa

Jak nic, tylko chorować.

Ja za chorowanie

Wykupiłem mieszkanie:

Kuchnia, dwa pokoje.-

Żadnej choroby się nie boję.

Leżę, a karmi mnie szpital lub dzieci!

A renta leci.

Zrozum, przyjacielu,

A tych masz już niewielu,

Że twoją pozycję w tym kraju

Choroby oznaczają!

W - O czym ty mówisz? Jaka pozycja?

U nas to wieńcówka, kupka i prohibicja.

A za to, co ci ZUS płaci

Kup se i włóż pampersa do gaci!

A potem idź i odwiedź groby.

J – Eeee, wiesz, na to są różne sposoby.

Ja na pracę nie mam czasu: przez całą dobę

Biegam po lekarzach i załatwiam se chorobę.

Zobaczysz, jak jest przyjemnie, gdy chorujesz.

Na własnym portfelu to odczujesz.

Zaczniesz szukać se choroby

To ci wyjdą ze łba zajoby.

W – Tak mi radzisz?

J – No.

W – W moim wieku na pewno mi coś jest…

Człowieku!

Mam pomysł: jutro o tej porze

Do łóżka się położę,

Rodzinę usadzę we głowie

I wezwę pogotowie.

Nie oprze się lekarz rodzinnemu parciu,

Że ja, znaczy tatuś, jestem na wymarciu.

Jak wytrzymam ze trzydzieści dni,

To chorobowe z pracy wypłacą mi.

J – Nareszcie myślisz jak ta lala.

Kombinuj tak dalej, a trafisz do szpitala.

Ale scyzoryka

Na początku unikaj,

Bo jak doktorom brak wiedzy doskwiera,

To nic tylko zaraz nóż i siekiera.

Pamiętaj: z godnością chorujesz

I swoje warunki dyktujesz.

W – Mów mnie tak, Józuś, mów,

A nie będę więcej zdrów.

Wiesz, coś mi w środku pulsuje,

Trochę tłucze i może kłuje,

W głowie mi się kołuje…

No, chyba zwymiotuję.

I czuję bardzo dobrze,

Że jest mi raczej niedobrze…

Ale ja jestem chory! O rany!

J – O to chodzi, o to chodzi, kochany.

Więcej ci nie pomogę.

Wybrałeś słuszną drogę.

Ja, zadzieram kiecę

I do przychodni lecę.

Idę tam do jednego lekarza –

(Nie będę się wyrażał)

Trochę bierze i nie leczy.

Ale pisze!– Różne rzeczy…

Numerek ci zamówić?

W – Nie. Nie musisz się trudzić.

W szpitalu jest dyżur ostry.

Zgłoszę się tam do siostry.

J – No, to hej, stary!

Do zobaczyska!

W – Trzymaj się. Daj pyska.

I zapamiętaj, emerycie:

Szpital – to twe godne życie!

04.05.2005 r. 04.05.2005 r.

---

ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

kwatermistrz@poczta.onet.eu


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy: