Powered By Blogger

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Miłość, zazdrość, pożądanie

Autorem artykułu jest AROKIS



Zazdrość. Uczucie często bardzo silne, nie do opanowania. Powodujące, że tracimy nad sobą kontrolę, postępujemy irracjonalnie, jesteśmy gotowi na najróżniejsze szalone czyny, byleby tylko zaspokoić je. Mało: jesteśmy absolutnie przekonani, co do słuszności swych czynów, bo kochamy i pragniemy!

Opowiem więc Wam tu teraz pewną historię, w której pierwsze skrzypce grają uczucia najwyższe i najniższe, a jednocześnie najsilniejsze. Są to: Miłość. Zazdrość. Pożądanie. To one właśnie będą dyktować przebieg tego opowiadania, którego zakończenia w tej chwili nawet sam autor nie zna. Stąd pojawia się jeszcze jedno uczucie: Ciekawość. Nie taka naukowa. Bardziej małpia. A więc posłuchajcie.

Krzywy Bolek był przystojnym brunetem, z małym wąsikiem i urodą przedwojennego fryzjera. Jak kto nie wie o jakiej wojnie mówię, to spieszę wyjaśnić, że nie o tej w Wietnamie czy Libii, ale o naszej, europejskiej, II światowej. A jeśli jeszcze kto nie wie, jak wówczas wyglądał typ fryzjerczyka, to niech się przyjrzy Krzywemu Bolowi. To jest właśnie to. Dziewczynom piszczało na jego widok, więc wykorzystywał on ten fakt najczęściej, jak to było możliwe. Czasem i kilka razy na dobę, gdyż był mężczyzną męskim, dziarskim, odpornym na niektóre trudy i, jak mawiał, „lubiał te robote”. Jak to się stało, że Krzywego Bola usidliła Płaska Zocha, zwana Plaskatą, nie wie nikt. Bo Zocha była chuda jak kij od szczotki, ryża jak marchewka, piegowata, nie miała ani czym oddychać, ani na czym usiąść. No chyba, że na krześle. W ogóle przypominała listewkę rozjechaną na asfalcie przez walec drogowy. Dlatego ciekawość w narodzie była wielka, jak to się stało, że taki piękny i jurny mężczyzna, jak Krzywy Bolo, dał się złapać na taką niewyględną przynętę. Bolo jednak jak ognia unikał tego tematu. A i Zośce nie było spieszno do zwierzeń, choć pod innymi względami to, że żeby nie uszy, gębę by miała dookoła głowy. Pyskato-plotkarska była nad wyraz, którego nie jedną odmianą potrafiła się sprawnie posłużyć.

No więc, jak już stało się wszystkim oczywiste, że Krzywy Bolo przestał się udzielać towarzysko wśród pań z powodu zaanektowania go przez Płaską Zochę, niektóre z nich dawały upust swemu niezadowoleniu z powodu niezaspokojenia rządz i uczuć, w czym gustowały razem z Bolem. Odgrażały się chyłkiem, a przewodniczyła im, a nawet prezesowała, Blada Monika zwana też Bladawiec z powodu białej karnacji skóry, białobląd włosów, brwi i rzęs. Była po prostu świńską blondyną o takimże samym charakterze. Kombinowała i kombinowała jakby tu wymanewrować plaskatego rudzielca stawiając ją przed faktem z Bolem seksualnie dokonanym i posiąść ten obiekt uczuć wszelakich na własność z możliwością odpłatnego wypożyczania (bez wiedzy owego) od czasu do czasu, rzecz jasna, by nie doprowadzić do zbytniego wyeksploatowania. Dawałoby to dodatkowe profity w postaci a/dochodu finansowego i b/zachowania dworu dwórek zainteresowanych tym interesem. A i właściciel owego, Krzywy Bolo, też miałby poczucie jakby wolnej niezależności, co tylko mocniej przywiązałoby go do Monisi i jej dobrego serduszka, jak uważała. Aż któregoś dnia… Tak. Owego dnia wymyśliła, jak posiąść Bola na oczach Plaskatej Zochy oraz dużego grona świadków, co z pewnością także pomoże jej rozkochać go w sobie, a jednocześnie zabezpieczy przed nieobliczalną, być może, reakcją publicznie zdradzonej.

Otóż w osiedlowym klubie załatwiła organizację tanecznego wieczorku dla przebierańców. Ten fakt błyskawicą obiegł okolicę. Baryła zgodził się na załatwienie i dystrybucję na miejscu piwa. Miecio Siekierka, Głąbek, Pastuch i Lipny Franio jako zespół Łyse Kaczory zgodzili się zagrać, ale tylko do północy. Stara Maliniakowa z mężem obiecała zrobić i sprzedawać w swoim bufecie kanapki i zaraz wysłała starego do hurtowni po 12 kartonów a’24 sztuki czystej w unijnych ćwiartkach czyli dwusetkach. Zapowiadała się fajna balanga.

Ciekawe, czy tak się stało, że Płaska Zocha dowiedziała się o zamiarze Bladej Moniki? A może to był tylko zbieg okoliczności, co zbiegł był jej przezornej uwadze? Niemniej jednak Płaska Zocha przybyła na salę nierozpoznana, gdyż przebrała się za nieco zardzewiały lotniskowiec. Zacumowała po drugiej stronie sali do kaloryfera, skąd miała znakomity obgląd całości. Zaraz potem przybyła Blada Monika przebrana za wspaniałej bieli sedes z białą klapą i takim też górnopłukiem. Ustawiła się w kąciku opodal bufetu, żeby nie zwracać na siebie specjalnej uwagi. Wiedziała przecież, że sedesy to do siebie mają. Jednak nie mogła się oprzeć, by kokieteryjnie nie kiwać łańcuszkiem z uchwytem od spłuczki. Te kobiety… Oczywiście nie zwróciła nawet uwagi na lotniskowiec. Ale ten zaraz wiedział kto jest ten wredny klozet. Po prostu kobieca intuicja. Pod pokładem, więc, ogłoszono alarm bojowy. Okręt przygotowywał się do alarmowego wyjścia z portu i podjęcia natychmiastowych działań.

Czekały obie. Muzyka grała. Kilka par się wytrząsająco telepało nad parkietem, piwo lało się niczym Nijaka Gara, kanapka w gębę, ćwiartka w rękę, cyk z gwinta i poszło. Było super.

Wreszcie zjawił się Krzywy Bolo. Był już nieco trynknięty, bo przed wejściem natknął się na paru kolesi. Obrzucił salę wokół badawczo. Płaskiej Zochy nie rozpoznał. „Dzie ta franca się szlaja” – przemknęło mu, ale nie zdążył myśli zakonotować, bo już Misia, Cysia, Bąbelek i Szpetka wciskać mu zaczęły butelki piwa Mocne Jasne Stróżowe marki Ochrona 7 koma 3 stopnia. Pił szybko i do końca, jak na prawdziwego maczo przystoi, klepiąc jednocześnie fundatorki po dupkach, co mu je ochoczo i z atencją nadstawiały. Na lotniskowcu zaczęły pobrzękiwać zaparkowane na pokładzie startowym samoloty. (Nawiasem mówiąc: z tymi samolotami to był, trzeba przyznać, świetny pomysł, by zakamuflować ogromną płaskość długiego pokładu). Blada Monika też obserwowała tę scenę. Ją, jednakże, cieszył fakt czynności Bola, a zwłaszcza picie. „Niech klepie, niech maca, byleby pił” – myślała tak intensywnie, że mało nie wychlupała sobie wody z górnopłuka. Nie minęło wiele czasu, gdy pobrane płyny Bolo przefiltrował i z niepokojem rozejrzał się wokół. Ujrzał i spokój ogarnął jego umysł i pęcherz. Ruszył w stronę białego, czystego, niezajętego sedesu. Wprawnym ruchem pociągnął za kolczyk zamka błyskawicznego. A ten się zaciął. W pół drogi i ani w te ani w te. Ani rusz. Sytuacja stała się nieco dramatyczna. Bo tak: Krzywy Bolo szarpie się z zamkiem, bo musi JUŻ, a nie za chwilę, Blada Monika zamarła z zadartą do góry deską w oczekiwaniu na oczekiwane tylko nie wiedziała czy Bolo stanie na wysokości zadania przed, po i czy w ogóle. Płaska Zocha widząc jak Bolo zamierza przed Moniką pochwalić się tym jego, a właściwie jej, krzywulcem, od którego ma ksywkę, odbiła od kaloryfera i ile fabryka dała, czyli całe 23 węzły, ruszyła przez parkiet odwalając dziobem na boki odkosy klepek i ciągnąc za sobą długi, zbałwaniony nie tyle kilwater, co kilklepek. Monika stała z podniesioną klapą, Bolo klął szarpiąc zamek, Zocha darła przez salę brzęcząc samolotami. Tłumek przy bufecie znieruchomiał. Wszyscy wiedzieli, że coś się kroi. Wreszcie zamek puścił. Bolo szukać nie musiał - tylko wyjąć i zacząć, bo już musiał. Wykonał pierwszą część przymusowego planu, ale nie zdążył zacząć, gdy Zocha dopadła go wjeżdżając mu z tyłu i wpychając na Monikę. Ta pobielała jeszcze bardziej, zwłaszcza, że Bolowi uderzenie wyrwało z dłoni i wyrzuciło na zewnątrz, czyli wprost na nią. Jego kolana walnęły ją w miskę, a ta pękła. Wstrząs spowodował, że górnopłuk się złamał, a woda chlusnęła na okręt. Deska opadła przytrzaskując Bolowi. Lotniskowiec siłą inercji zarył się mu w tyle, a sam zaczął się palić od zwarć instalacji elektrycznej z powodu wody, gdyż z kolei Zocha nie była w posiadaniu dostatecznej wiedzy morskiej, by pozamykać przed akcją luki. Dym, krzyk, piekło i bandyci! – Tak się porobiło.

Cały ten karambol trafił do szpitala. Blada Monika leży na ortopedii z pękniętą miednicą i uszkodzonym kręgiem szyjnym. Płaska Zocha jest na Oddziale Poparzeń. Będą jej przeszczepiać skórę z tyłu na przód i boi się, że jej tył też przeszczepią. Bolo ma tylko trochę poparzone plecy. Gorzej, że ma trudne do wyleczenia rozwarcie zwieracza okrężnego oraz jeszcze większe skrzywienie tego, co i tak było krzywe. Lekarze chcą prostować, ale Bolo nie za bardzo się godzi bez przeprowadzenia testów praktycznych, na co z kolei szpital się nie zgadza i sytuacja jest patowa.

Oto do czego może doprowadzić miłość, zazdrość i pożądanie. Ciekawe, jak to się wszystko skończy.

06.01.2012

2107

---

ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

kwatermistrz@poczta.onet.eu

Brak komentarzy: